Zielone wzgórza. Nie, nie wzgórza - góry. Gorce. Albo Pieniny, zależy gdzie spojrzeć. Czasem przemykają i Tatry.
Od poniedziałku do piątku rozmowy bez radia, prasy i telewizji w tle. Ba! Bez dostępu do sieci nawet.
Zielone wzgórza zatem, szmer potoku, rozgwieżdżone niebo i cisza dzwoniąca w uszach co noc (wiem, że oklepane, ale taka właśnie jest!). Spacery, krople żołądkowe (Proszę pani, boli mnie brzuch), żarty, bliskość, serdeczność, poczucie sensu. Pogoda - w nas i poza nami.
Zielona szkoła z klasą piątą i szóstą. Oddech.
Dzisiejszy powrót.
Konsternacja - znajomy ksiądz okazał się wikarym w kosciele, do którego wciąż się wybieraliśmy...
Zdziwienie, bo sejm istnieje, obraduje i przepycha ot tak istotne prawa...
I na koniec dostałam jeszcze Palikotem w łeb.
Zapytam młodą, bliską mi osobę, czy już wstydzi się swojej decyzji przy urnie. Żywię nadzieję, że skrótce to nastąpi.
Powroty bywają naprawdę trudne.