O mnie Polityka nie pisała. Tak, tak – nie myślcie sobie – ta Polityka!
Pisała za to o Józku, mężu mojej kuzynki, który w – dziś już - mieście głośnym z jakiegoś, dawno już zresztą zapomnianego, pomysłu swego wójta stał się sławny na całą Polskę.
Józek układał kostkę brukową, gdy zagadnął go jakiś redaktor z Warszawy. Nie ma ten tego, mówić trza o sprawach poważnych, skoro redachtór pyta! Więc mówił o szacunku do pracy, o tym, że nie sztuka dzieci narobić, o wymarzonej przyszłości dla swego jedynego syna.
Józek świata liznął. Pracował i u Niemca, i u Greka, poszprecha ze swą bratanicą, a gdy wesele robił, to 300 gości zaprosił. A co, ma się gest!
Pracował u Niemca niejedne raz. A to krzątał się koło gospodarstwa, gdy żona za gosposię robiła. A to ogórki zbierał… Wiem, bo mi opowiadał.
- Wiesz, idziemy rankiem w pole. Ogórki trzeba zbierać codziennie, więc szliśmy i zrywaliśmy je pod nadzorem właściciela. On siedział i obserwował naszą pracę. Jak mu się coś nie podobało, wybierał większego albo zepsutego ogórka i zamaszyście rzucał nim, by trafić nim zbierającego, nie przebierając przy tym w słowach.
- A co ludzie na to?
- A nic. No, co niby zrobisz?
Galop myśli. Jak to nic? Zacisnąć zęby i udawać, że nic się nie stało? Bo marki w przeliczeniu na złotówki? Nic się nie dzieje?
No nic. A co niby ma się dziać? Po jednej stronie siła, pieniądz, buta, co po drugiej? Cisza.
Józek wystawił dom. Nie byle jaki, nie myślcie sobie! I porządny niemiecki samochód przywiózł. To, że niszczeje w cieniu ogromnego, niewykończonego zresztą domu, to przypadek. Psy go złapały, gdy jechał lekko trącony, wcześniej zaliczył jakiś rów, no i porządny zachodni wóz już nie jeździ, a kierowca nie ma dokumentu. Żona do pracy telepie się maluchem, maluchem odwozi czasem syna do szkoły. Józek woli sklep przy skrzyżowaniu. Tam jest i piwo, i towarzystwo.
Gdy wróci do domu, popsioczy na dziadostwo albo na teściową, która powinna musi opłacać KRUS, bo z łaski pozwolił przepisać na żonę pole. Fakt, że teściowa całe życie składki na ubezpieczenie płaciła, nie robi na nim wrażenia. Fakt, ze żona na niego dziś pracuje, także. A nawet i to, że aby węgiel wrzucić do piwnicy, musiała wziąć urlop i poprosić o pomoc obcych. Gość jest gość.
Dziesięcioletni syn trochę się go boi, trochę go lekceważy. Jak tu szanować pijaka?
To tyle o Józku.
Został jeszcze ogórek. Zawsze jakiś jest. Leci z jednej lub drugiej strony. Oś wschód - zachód. Prawa - lewa. Ktoś bierze zamach i obserwuje reakcje.
Jak reagujesz?
Tak, przemawia przeze mnie zazdrość.
O mnie Polityka nie pisała.