AgnieszkaZet AgnieszkaZet
172
BLOG

Kropka

AgnieszkaZet AgnieszkaZet Rozmaitości Obserwuj notkę 18

Potok składniowy. Inaczej  niezamykanie myśli  w obrębie zdania. Ułomność spotykana - przyznaję - rzadko (kłaniam się Wam, Koleżankom klas I -III). Zmora każdego polonisty . Albo...

W klasie ce - przed wieloma laty - z takimi wymagajacymi uczniami się spotkałam.  Romskie dziecko, piszące z mozołem na tablicy literki wielkości tych zeszytowych, spadkowicz, chłonący w bezruchu "Redutę Ordona" i wreszcie - a przecież wszystkich, niestety, nie pamiętam - dziewczyna z intelektem poniżej normy.

Zmieniła się.

Pótora roku temu widywałam ją w chusteczce na głowie - tak naprawdę przecież nie wiem, czemu to nakrycie głowy służy, ale domyślić się nie jest wcale trudno. Tym bardziej że dziewczyna wygląda nad wyraz wiotko, jak nie ona.

Halina. Nie Halinka, a Halina - odkąd pamiętam - kawał baby. W tym pokoiku w hotelu robotniczym (dziś pięknym - jakkolwiek to by nie brzmiało - apartementowcu) żyła obok brata ("Wie pani, on tak sie chce uczyć, że Halinę wygania, by mieć spokój i się uczyć") i stale zabieganej matki. Ojciec gdzieś się zagubił. Być może, gdybym nalegała, usłyszałabym opowieść o rozstajach dróg. Nie pytałam.

Halina nie umiała pisać. To znaczy litery łączyć potrafiła, ale z wypracowaniami miała kłopot i zazwyczaj wybierała tzw. wolne tematy. Kropkę stawiała  zawsze jedną. A ja poprawiałam błędy i stawiałam pozytywną ocenę, mimo że nie miałam do tego tak naprawdę podstaw. Halina powinna być uczennicą szkoły specjalnej. Matka jednak jej tam nie widziała, toteż ta potężna dziewczynina męczyła się latami w normalnej - wówczas jeszcze ośmioklasowej - podstawówce. Ale starała się, pisała te wypracowania o Ani z Zielonego Wzgórza, Czarnych Stopach czy biednym Nemeczku albo o swoich marzeniach. I stawiała kropkę - zawsze na końcu. Jedną.

Matkę Haliny spotkałam niespodziewanie już po pożegnaniu klasy ósmej - w czerwcu 1999 roku. Z rozpaczą w głosie radziła się mnie - trzydziestoletniej gówiniary - co robić.

- Wie pani. Nie chcą mojej Halinki przyjąć do praktyki do gastronomika, na kucharkę. Bo marne ma świadectwo! Słabe oceny!

Próbowałam pocieszyć i uspokoić. Słów już nie pamiętam, ale w mej pamięci utkwiła ta przecież  wciąż młoda, a tak zniszczona egzystencją w marnym pokoiku hotelu robotniczego kobieta. Matka. Wyszydzona przez tych coś mogących. Zagubiona i  tak bardzo wówczas bezradna.

 

 

 

Więc kiedy (istnieją wciąż skłonni twierdzić, że od 'więc" zdania się nie zaczyna) po wielu latach przyszło mi głosować, przypomnaiałam sobie tych, którzy wydają tak naprawdę zupełnie nieważni. Ale istnieją, kochają i potrafią się upokorzyć w imię swego wielkiego serca.

Kropka. Tak naprawdę jedna.  Ale właśnie ta.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości